Geoblog.pl    slowiki    Podróże    Rzym na jesiennie 2014    Jeszcze jeden długi spacer
Zwiń mapę
2014
28
lis

Jeszcze jeden długi spacer

 
Włochy
Włochy, Rome
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1478 km
 
Dzisiaj pogoda jak z bajki. W ciągu dnia krótki rękawek, pod wieczór ledwie sweterek, no żyć nie umierać! Dzień zaczynamy od naszego zestawu śniadaniowego, po czym kierujemy się w stronę Piazza del Popolo. Skrzywieni „Aniołami i Demonami” szukamy konkretnych miejsc i w Santa Maria del Popolo bez trudu znajdujemy filmową kaplicę. Kościół jak wszystkie do tej pory: piękny, bogato zdobiony i za darmo. Sam plac też jest ciekawy z dwoma bliźniaczymi kościołami u wylotu Via del Corso na końcu której rysuje się w oddali pomnik Vittoriano, z wielkim obeliskiem, który ma lekko licząc jakieś 3400 lat, z wielką bramą wjazdową i dwoma półkolami z fontannami.
My maszerujemy Via del Babuino, ulicą dość ekskluzywną, w stronę Placu Hiszpańskiego obserwując przy tym jak Rzym powoli zmienia się w wersję świąteczną, polegającą głównie na przystrojeniu półokrągłych witryn sklepowych imitacjami gałązek choinki, bombkami i lampkami. Czujemy się z tym dość dziwnie, szczególnie, że wraz z dniem idącym w stronę południa my zdejmujemy z siebie kolejne warstwy ciuchów z naszego ubrania „na cebulkę”. Dobijamy do Schodów Hiszpańskich, które jednak nie robią na nas takiego wrażenia jakie zrobiłyby w wiosenny dzień ustrojone kwiatami i kościołem św. Trójcy nie przysłoniętym w całości rusztowaniami. No, ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma Pod kościołem zaopatrujemy się w malowane pastelami miniaturki widoczków z Florencji, Wenecji i Rzymu (specjalnie wybraliśmy je spośród wielu widoczków przedstawiających sam Rzym, bo we wszystkich tych miastach już byliśmy), upewniwszy się wcześniej, że te pan malował sam, a nie są to kolejne taśmówki, które hurtowo sprzedają ludki o raczej mało włoskiej bardzo śniadej karnacji.
Stamtąd znów kierowani skrzywieniem tuptamy do Santa Maria della Vittoria, gdzie jest „Ekstaza św. Teresy” i gdzie rozegrał się kolejny epizod z „Aniołów i Demonów”. Mamy tylko chwilę, bo zaraz zaczyna się msza, ale i tak jesteśmy usatysfakcjonowani. Stamtąd idziemy po swojemu „na azymut” w stronę Koloseum i trafiamy przypadkiem na Plac Republiki z ciekawą fontanną z nimfami (Maćkowi baaaardzo się podobały) i bardzo oryginalnym kościołem Santa Maria degli Angeli (od Aniołów), który z zewnątrz wygląda zupełnie jak nie kościół, a w środku przytłacza ogromem. Wybudowany on został z wykorzystaniem ruin term Dioklecjalna i niesamowicie wkomponowuje się w starożytne mury. Bardzo fajna sprawa…
Tuptamy dalej. Na azymut. I jak to w Rzymie, chcąc, nie chcąc, i tak wychodzi się na jakiś zabytek, który warto zobaczyć i się go miało w planach, choć nawet niekoniecznie na dzień dzisiejszy;) Na drodze mamy bazylikę Santa Maria Maggiore (Matki Boskiej Większej). Duuuuża. Bardzo śliczna z ciekawym sufitem i grobem Berniniego (mega skromnym) po prawej stronie ołtarza). Stąd już mamy rzut beretem do Koloseum, bo od tej właśnie strony jest wejście na Forum Romanum, do którego uprawia nas również zakupiony wczoraj bilet łączony. Trochę jesteśmy zdezorientowani, bo nie dostaliśmy do łapki żadnego planu ruin, znaki są dość skromne i nie widzimy żadnej mapy terenu, a teren do zwiedzania jest dość pokaźny. Decydujemy się najpierw cofnąć na taras widokowy popatrzeć jeszcze na Koloseum i porobić fotek, a potem kierujemy się na lewo od wejścia wspinać się na Palatyn (Rzym na 7 wzgórzach, pfff, pagórki to jakieś nie wzgórza, gdyńska Kamienna Góra jest wyższa:D). Tam są dawne Domus Augustus, Domus Flawia i wszystkie inne części dawnych cesarskich rezydencji, o ogromnej powierzchni. Gdy rozgląda się człowiek po tym jaki teren zajmują ruiny, jakie wciąż są potężne i zobaczy w muzeum Palatynu skrawki zdobień jakie tu były, to nie jest w stanie ogarnąć tych budowli. Miasto w mieście, wielkie, bogate i majestatyczne. Aż nam to trochę wyobraźnie rozbiło. Ruiny wznoszą się nad dawnym Circus Maximus, po którym zostały tylko zarysy hipodromu w ukształtowaniu terenu. Na Palatynie dalej prowadzone są prace wykopaliskowe, odkryte są jakieś totalnie archaiczne pozostałości osadnictwa świadczące o tym, że w legendzie o Romulusie coś musi być, bo w czasach, gdy legenda mówi, że założono Rzym, faktycznie na Palatynie pojawiły się pierwsze osady. Zwiedzanie wzgórza zajmuje nam dłużej niż myśleliśmy i trochę już pędzeni głodem wracamy w dół na Forum Romanum, które zwiedza się idąc Via Sacra w stronę Vittoriano. Ruiny. Najrzymsiejsze z rzymskich ruin;) Trzeba bardzo mocno uruchomić wyobraźnię, żeby zwizualizować sobie jak to kiedyś wszystko wyglądało. Trochę inaczej sobie to wszystko wyobrażaliśmy, co nie znaczy, że się rozczarowaliśmy, tylko po prostu było inaczej niż myśleliśmy. Tu 3 kolumny, tam fundamenty, znów 3 kolumny, cały łuk triumfalny. Przydałaby się jakaś makieta, może byłoby łatwiej:)
Jeść! Zapuszczamy się znów w wąskie uliczki, bo zdecydowanie wolimy jakąś małą swojską knajpkę niż zgiełk głównej ulicy i obdzieranie turystów. Trafiamy do pierwszego lepszego miejsca, w którym już ktoś siedział: wystrój nie powalił, ale pizza nam smakowała:) Jednak te we Włoszech chyba zawsze smakują… Po głowie ciągle chodzi nam Lindt koło Panteonu… nie wytrzymujemy i idziemy w tamtą stronę, zahaczając jeszcze raz o Panteon, który zrobił na nas takie wrażenie. Ludzi 2 razy więcej niż dnia poprzedniego…oho, zbliża się weekend, mamy piątek wieczór, wszystko jasne;) W Lindcie Maciek zamawia pistacjową czekoladę, a Aga pistacjową kawę. No raj;) Nie wytrzymujemy i pomimo cen pakujemy sobie do siateczki po jednej czekoladce ze smaków, które są niedostępne w Polsce, a na koniec bierzemy lody we włoskim stylu, znaczy nakładane porządną łopatą, a nie na gałki, i jedzone często łyżeczkami z małych pojemniczków lub z wafelków- zawsze ma się wybór w czym się chce. Dolce vita jak bum cyk cyk!
Wracamy krążąc zupełnie luźno pomiędzy uliczkami, chłonąc klimat wąskich przejść oświetlonych latarniami, lampkami z ustrojonych już na święta sklepików i małych restauracyjek, zastawionych stolikami z obrusami w kratę, pełnych ludzi i mnóstwem kościołów, z których każdy, gdyby był w innym mieście, byłby wspominany w przewodnikach, a tu często nawet nie ma nazwy wpisanej na mapce, bo jest jednym z setek. Weszliśmy do paru, na totalne chybił trafił, bo przechodziliśmy obok, żaden nas nie rozczarował. Była Santa Maria dell Anima i parę, których nazw nawet nie dalibyśmy rady przywołać. Zaszliśmy też na wieczorny Piazza Navona, który nas jednak trochę rozczarował dość słabym oświetleniem.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (35)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
mirka66
mirka66 - 2015-07-05 09:42
Cudowne miasto.
 
 
slowiki

Agata i Maciek
zwiedzili 14% świata (28 państw)
Zasoby: 283 wpisy283 223 komentarze223 3452 zdjęcia3452 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
14.08.2024 - 24.08.2024
 
 
16.05.2023 - 23.05.2023
 
 
10.07.2022 - 17.07.2022