Następny dzień przeznaczamy na Granadę. Dzień zaczynamy od tradycyjnego hiszpańskiego śniadanka: dosyć ciężkiego dla żołądka. Składa się z gorącej czekolady i podłużnych ciepłych rurek ze smażonego ciastka - takiego pączkopodobnego, przypominającego mi trochę ciasto naszych polskich "gniazdek". Potem wraz z Davidem i Agnieszką idziemy na pobliskie wzgórza popatrzeć z jednej strony na miasto, z drugiej na kompleks Alhambry, a z trzeciej na góry wznoszace się nad miastem. Pniemy się na szczyt mijając domy obwieszone zdobionymi naszyniami, drzewka migdałowe i opuncje. Zachodzimy tez do muzeum w górach, gdzie zachowały się groty, w których kiedyś mieszkali ludzie. I to wcale nie tacy z okresu kamienia łupanego, ale później:) Potem Agnieszka biegnie na egzamin, a ja idę do miejscowej katedry, gdzie znajdują się groby hiszpańskich władców. Po zdanym egzaminie idziemy już razem do zakonu kartuzów (Cartuja). Na sam koniec idziemy do ... szpitali, które na mapach oznaczone są jako warte zwiedzania zabytki. Faktycznie są to stare budynki, z malowidłami, rzeźbami i fontannami. W ogóle nie przypominają polskich:)