Wczesnym przedpołudniem dobijamy do Helsinek. Świeżo po kursie z Kultury Skandynawii wyłapujemy budynki, które omawialiśmy na zajęciach:) Typowe elementy architektury fińskiej:) Helsinki są przytłaczające i choć nigdy w Rosji nie byłam, to jakoś przychodzi mi do głowy St.Petersburg. Budynki wysokie, masywne, kanciate. Na głównym placu car, a i kościoły takie....cerkiewne. Nawet te co cerkwiami nie są. Biegniemy zjeść śniadanko na szczycie wieży przy stadionie olimpijskim i popatrzeć na Helsinki z góry. W windzie znajome naklejki - fani Arki Gdynia tu byli. Widok trochę rozczarowuje, jakoś tak...industrialnie. Zresztą Helsinki w ogóle są dziwnie rozplanowane. Pałac prezydencki stoi zaraz obok nabrzeża, na którym odbywa się targ rybny. Pseudo-nowoczesne budynki przysłaniają te ładne. Biegniemy do kościoła wydrążonego w skale, z fińską nazwą nie do zapamiętania, a potem pakujemy się na prom do starej twierdzy u wejścia do Helsinek: Suomenlinny. Trochę nas rozczarowuje- mury na wyspie, kilka armat i niewiele więcej. Pod wieczór zawijamy się na nabrzeże i pakujemy na Tallinka do Tallinna:) Płyniemy tylko kilka godzin, ale nocą, więc na ląd schodzimy dopiero rano, choć światła Tallinna zobaczyłyśmy jeszcze zanim zasnęłyśmy.