Geoblog.pl    slowiki    Podróże    Słowiki w Azji Południowo-Wschodniej 2010    Azja dzien pierwszy
Zwiń mapę
2010
27
sie

Azja dzien pierwszy

 
Hong Kong
Hong Kong, Kowloon
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8590 km
 
Airbus 330, który nas zabrał z Moskwy był bardzo fajny – a może to tylko wrażenie takich, co zawsze jedynie tanimi liniami latali? W każdym razie 2 ciepłe posiłki były, świeży kocyk i poduszka dla każdego, system rozrywki z grami i filmami w oparciu każdego siedzenia, stewardessy mówiące przez megafon w trzech językach, w tym chińskim itd, więc my na długodystansowego Aeroflota nie mamy co narzekać. Wprawdzie natura nasza jest taka, że w żadnym środku transportu nie jesteśmy w stanie zmrużyć oka i po 9 godzinach lotu wylądowaliśmy o 9 rano w Hong Kongu bez minuty snu i trochę bolało, ale skończyło się przyklejonym nosem do szyby samolotu przy lądowaniu. W Hong Kongu pięknie się ląduje, bo lotnisko zajmuje w całości taki cypel pomiędzy góro-wysepkami i przez pierwsze pół godziny naszego pobytu w Hong Kongu byliśmy tak w sumie to nawet zachwyceni. Na lotnisku po bagaże nas zawiozło jakieś metro co nas trochę wprawiło w osłupienie. Udało nam się wymknąć łukiem panie Hongkonżanki w maseczkach i z pistoletami do mierzenia temperatury z czoła biednym pasażerom, więc nas nie wzięli na kwarantannę. Pan w informacji turystycznej był wręcz przefantastyczny. Dostaliśmy się do naszego hostelu elegancko autobusem A21 (33HKD, 55 jeśli w dwie strony jakaś godzina jazdy do naszej stacji numer 14.) Hostel nasz to Garden Hostel w Mirador Mansion przy Nathan Road/Mody Road na Kowloonie, który jak się okazało wymaga przez 3 piętra wczłapywania się z zatkanym nosem, ale końcowo nie marudzimy, bo robala żadnego nie zauważyli i podłoga nawet wygląda na umytą… w sumie zadowoleni. Po czym zeszliśmy na ulicę i jakoś tak nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić. Wszędzie tłum, zgiełk, gorąc straszny, pot się nagle z człowieka leje strugami, oddychać nie ma czym, wszystko w większości po chińsku, same sklepy z perfumami, drogą biżuterią (ale śliczną!), ciuchy, ciuchy, ciuchy lub jakieś dymiące bary …gdzie ci wszyscy ludzie kupują wodę, toć tu spożywczaków nie ma! Co chwilę przyskakują jacyś faceci, na oko głównie Hindusi, łapią za rękaw i „Madam! Rolex? Rolex?” albo „Sir, suit?!”. Tych to jeszcze rozumiem, wyłuskują sprytnie z tłumu nieskośnookich i napadają, ale tej zgrai Chińczyków, która robi dokładnie to samo tylko krzyczy do nas coś po chińsku widząc przy tym, że właśnie NIE jesteśmy Chińczykami, to my już za Chiny Ludowe nie rozumiemy. W każdym razie zdezolowani lotami i upałem postanowiliśmy poważne zwiedzanie zostawić na następne dni i dziś dać szansę dzielnicy Kowloon w wersji spacerowo-poznawczej. Dzielnica Kowloon test spektakularnie oblała- ludzie natarczywi, popychający, tłum, hałas i przede wszystkim to do czego osobiście chyba nigdy nie damy rady przywyknąć, aby przejść nad tym do porządku dziennego – smród. Owszem, jest tutaj jeden ekskluzywny hotel na drugim, jubiler na jubilerze, biurowiec na biurowcu, ale tuż przy tym hotelu rudera i ulice, z których śmierdzi niesamowicie. Decyzja szybka: nawiewać stąd! Chociaż nad wodę! Tam wiaterek przyjemny, reprezentacyjny, to i zadbany bulwar z Aleją Gwiazd (Maciek naliczył ino 3, które zna), jakiś stylowy ogródek i od razu przyjemniej. Chcieliśmy jeszcze bardzo zjeść coś z któregoś z barów, bardzo byliśmy na to nastawieni, ale przyznamy się szczerze: pomimo prawdziwej chęci i prób skapitulowaliśmy, bo przy upale, niedawno umęczonym żołądku i wątpliwych zapachach roztaczających się po całej dzielnicy z pewnym poczuciem porażki, ale zaopatrzyliśmy się tylko w zapas niezbędnej tu do przeżycia wody i poszliśmy zjeść cokolwiek do jednej z globalnych sieci. Liczymy na to, że z czasem będzie lepiej, z przystosowaniem zmysłu powonienia do azjatyckich warunków i z jedzeniem też, no i na to, że się powoli zaczniemy tej Azji uczyć, bo na razie nas skołowało i chyba chwilowo Hong Kongu z tymi jego gronami ogromnych 50-piętrowych obskurnych wieżowców mieszkalnych (jak pionowa wersja gdańskich falowców) nie lubimy mimo wszystko, choć damy jeszcze szansę na rehabilitację samej wyspie Hong Kong i wyspie Lantau. W końcu oprócz natrętnych Hindusów była też banda studentów, którzy ponoć mieli za zadanie zrobić sobie zdjęcie z turystami (miła odmiana w sumie, tak to możemy byś zaczepiani:)), obok rozpadających się wieżowców są piękne górzyste wyspy i palmy przy drodze:) Jak tylko Maciek obudzi się ze snu, który go w końcu dopadł, biegniemy jeszcze raz na promenado-bulwar na Symphony of Light, codziennie o 20.00:)
Maciek się obudził i poszliśmy na promenadę obejrzeć sobie spektakl. Był krótki, ale ciekawy, zresztą sam widok wszystkich podświetlonych biurowców robił wrażenie. Ludzi było całkiem sporo, co nas trochę zdziwiło biorąc pod uwagę, że można go oglądać codziennie. Przeszkadzało tylko wciąż to samo: smród smażonego starego tłuszczu i starych klimatyzatorów. Gdyby nie to, wieczór byłby bardzo udany.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (12)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
slowiki

Agata i Maciek
zwiedzili 14% świata (28 państw)
Zasoby: 267 wpisów267 223 komentarze223 3227 zdjęć3227 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
16.05.2023 - 23.05.2023
 
 
10.07.2022 - 17.07.2022
 
 
17.10.2018 - 24.10.2018