Czekamy wlasnie na lotnisku na lot do Yogyakarty. Wczoraj wrocilismy pozno, bo zafundowalismy sobie dlugie zwiedzanie. Na poczatku pojechalismy na obowiazkowa Orchard Road, pelna wielkich, ekskluzywnych sklepow, gdzie przeplataja sie tylko Gucci, Prada i Burberry:) Nawet cos tam kupilismy! 3 pary kolczykow za 10 dolarow w jakims podziemiu:P Maciek za to dorwal sklep z rzeczami z Formuly 1 i mieli Kubice:D Koszulka 100 dolarow:P Potem pojechalismy do singapurskiego Zoo, dojechac sie metrem nie da, wiec dotarcie skomplikowane. Pakiet Zoo+Night Safari+Tramy w obu to 47 dolarow. Lazenie zajelo nam porzadne pare godzin. Zwierzaki troche inne niz w Polsce, fajne pokazy ze sloniami i wodnymi zwierzakami, interaktywne, z udzialem publiki. Nawet Maciek zalapal sie na rzucanie frisbee do sealiona:P Wygral buziaka od niego bez kolejki dla nas obojga;) Ogolnie nam sie zoo podobalo, pieknie jest zaprojektowane, lazi sie ciagle w dzungli, nie ma klatek ani krat, zwierzeta sa prawie na wyciagniecie reki (lwy i tygrysy moze nawet za blisko:P) Orangutany lataly sobie swobodnie miedzy drzewami, inne malpy tez, ptaki i motyle podobnie. Mozna tez bylo zapakowac sie do takiego namiotu, gdzie wszystkie zwierzaki lataly tuz obok zwiedzajacych - leniwce, nietoperze, lemuty itd. Potem poszlismy na night safari. To osobna impreza choc w parku tuz obok. Byly pokazy ogniowe grupy porozbieranych facetow (:D-dop. Agata) i przejazdzka tramem (40 minut) z narracja, dzieki czemu mozna bylo zobaczyc zwierzaki w odslonie nocnej. Cos nowego, fajne:) Zaczyna sie ok 19.00 i siedziec mozna do polnocy, ale trzeba uwazac, zeby ostatni autobus nie nawial. Zdjecia wrzucimy pozniej:) A tymczasem ladujemy sie do samolotu.