Geoblog.pl    slowiki    Podróże    Słowiki w Azji Południowo-Wschodniej 2010    Deszczowo
Zwiń mapę
2010
19
wrz

Deszczowo

 
Indonezja
Indonezja, Ubud
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13921 km
 
W Indonezji też już się powoli zaczyna niski sezon. Dziś mamy dość słabą pogodę, dużo chmur i sporo leje, ale na szczęście mocno nam to nie przeszkadza, bo znów się przemieszczaliśmy. Z Amedu transport dokądkolwiek był bardzo drogi. My szwędając się po drodze zagadaliśmy w jednym z miejsc oferujących transport i toury i powiedzieliśmy, że zależy nam praktycznie jedynie na 2 miejscach z tych tourów i że potrzebujemy potem transportu do Ubudu. Facet zaproponował nam, że nas zawiozą za jednym zamachem w miejsca, które chcemy i odstawią od razu tam, gdzie sobie życzymy. Taka opcja bardzo nam się spodobała, bo oszczędzała kasę i czas - normalnie byśmy brali tour jednego dnia i za niego płacili, a potem osobno następnego dnia transport, również drogi. Tym sposobem zapłaciliśmy jedynie odrobinę więcej niż zapłacilibyśmy za sam tour i rano zapakowaliśmy się znów do prywatnego autka. Kierowca nam wyjaśnił, że te bambusy przy drodze to niby z powodu nowej świątyni wybudowanej niedaleko i że jutro w Amedzie będzie duża ceremonia i święto. Nie wiemy czy do końca go dobrze zrozumieliśmy, bo tu w Ubudzie są podobne, a tu chyba nie ma nowej świątyni...nie wiadomo do końca. Całkiem bliziutko Amedu jest Tirta Gangga i pałac wodny. Deszcz nam kropił, więc było trochę szarawo, ale nam sam pomysł się bardzo podobał. W stawach pływały OGROMNE złote rybki i można było sobie wejść na wodę po takich kolumienkach. Przy wejściu trzeba być czujnym, bo podchodzą faceci ubrani w tradycyjne stroje i zaczynają zagadywać, że skąd jesteście, a gdzie się zatrzymaliście, a tu kupujecie bilet (10 000 IDR/osoba)...tajemniczą się i nie mówią wprost o co chodzi, nie reagują na "dziękujemy, chcemy pochodzić sami" dopiero gdy im się powie "Dziękujemy, nie chcemy opowieści, NIE ZAPŁACIMY" dają spokój. Zwiedzanie ogranicza się do spaceru wokół stawów, ale my byliśmy usatysfakcjonowani. Potem mieliśmy jechać do świątyni Besakih - najważniejszej świątyni Bali, jednak kierowca nas ostrzegł, że wejść tam można tylko z przewodnikiem, którzy śpiewają sobie po 300 000 IDR i kilkakrotnie płacić za wejścia w różnych miejscach, a do tego są tam bardzo agresywni, nie tylko do turystów, ale nawet do miejscowych. Normalnie zrobilibyśmy się podejrzliwi, ale niestety wszystko to co mówił kierowca zgadzało się z opisami w naszym przewodniku Lonely Planet, który właściwie odradzał w związku z powyższymi przyczynami wizytę w tym miejscu. Kierowca zaproponował, że weźmie nas zamiast tego do innej świątyni po drodze, również znanej (Bat Cave Temple), ale w której nie robią takich problemów. Poszliśmy za jego radą. Za wejście do świątyni proszą o 6000 IDR, sarongi mieliśmy własne, więc nie było z tym problemu. Zawiązujemy się w nie grzecznie, a tu nagle pan od biletów mówi do nas "nietoples!". My zdziwieni, że o co chodzi, przecież mamy sarongi, Agata miała założone rękawki, byliśmy przepisowo ubrani... jakie toples?! Dopiero potem się okazało, że pan ma ambicje na język polski i bardzo próbował wymówić "nietoperz" tłumacząc nam co jest w świątyni. W środku ceremonia- ludzie w tradycyjnych strojach, muzyka, cymbały i bębny, ludzie z kwiatami i kadzidłami i ryżem przyklejonym na środku czoła, wszyscy zgromadzeni przed jaskinią, której sufit w całości wypełniony był wiszącymi nietoperzami. Dookoła zabudowania świątynne, ludzi mnóstwo, procesja z darami - znów nam się poszczęściło. Kierowca nam wytłumaczył, że to cotygodniowa ceremonia na cześć świątynnego bóstwa. Potem już prosto do Ubudu. Wysiedliśmy sobie na głównej drodze i rozpoczęliśmy poszukiwania noclegu. Wszystko drogie, nic poniżej 200 000, a tu zaczęło padać. Wkrótce jednak zagadał do nas gościu proponujący tanio pokój i zaprowadził w głąb uliczek. Pokój po Amedzie wydaje nam się co najwyżej przeciętny, ale nic nie wybiega spod łóżka, łazienka jest, śniadanie jest, 110 000, zostajemy. Główna ulica Ubudu Monkey Forest Road to dłuuugi ciąg kafejek, bungalowów i homestayów, a przede wszystkim pamiątki, pamiątki i jeszcze raz pamiątki - ciuchy, srebro, obrazy, drewniane figurki. Dotuptaliśmy do jednego końca- dalszy ciąg centrum, i do drugiego końca - Sacred Monkey Forest Sanctuary. Tu biorą po 20 000 IDR od osoby i włazi się do dużego parku-lasu, gdzie wszędzie biegają małpki. Jedzenia lepiej albo w ogóle nie brać żadnego, albo od razu się poddać i oddać, bo małpy wyczują wszystko. Można karmić, byleby nie orzeszkami, bo szkodzą, za to przy wejściu można kupić po złodziejskiej cenie banany. W wielu miejscach są panowie w zielonych sarongach - do pomocy. Małpki podchodzą bardzo blisko, jest przy tym sporo maluchów, więc patrzy się przyjemnie, a do tego kilka rzeźb smoków, mała świątynia, trochę schodów. Ogólnie fajnie, ale bez wielkiego szału. Deszcz nam się popołudniu rozpadał i zrobił się deszczowy wieczór.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (15)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
tealover
tealover - 2014-03-21 10:07
Ja zadowoliłam się małpami na zewnątrz parku, he he. Wkrótce wrzucę zdjęcia :)
 
 
slowiki

Agata i Maciek
zwiedzili 14% świata (28 państw)
Zasoby: 267 wpisów267 223 komentarze223 3227 zdjęć3227 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
16.05.2023 - 23.05.2023
 
 
10.07.2022 - 17.07.2022
 
 
17.10.2018 - 24.10.2018