Dzisiejszy dzień minął nam pod wodą. Z samego rana pobudzeni przez dzikie amedzkie koguty wyleźliśmy na plażę oglądać wschód słońca. Na śniadanie po naleśniku z bananami i ananasem i balijska kawa z indonezyjską herbatą. Na plażę powoli wracały łodzie z połowem. Jeden facet niósł metrową (słowo honoru!) rybę. My w naszej kwaterze wypożyczyliśmy sobie zestaw: płetwy, gogle, rurka (25 000 IDR/osoba/dzień) i pomaszerowaliśmy do wody. Plaża z ciemnym piaskiem, sporą ilością kamieni i wyrzuconych na brzeg kawałków koralowców, a morze dość niepozorne… Za to jak się już przejdzie całe 2 metry od naszego bungalowu na plażę, 10 metrów piasku plaży i 5 metrów w wodę odkrywa się prawdziwe cuda. Tuż przy brzegu, na głębokości od 1 do 5 metrów jest rozległa rafa koralowa z całym mnóstwem rybek wszelkich kolorów i wielkości, od dziko niebieskich drobinek przez paskowane średniaki do prawdziwych dużych szarawych ryb. Ku naszej uciesze ta rafa, choć tego zbyt dobrze zdjęcia nie oddają, jest kolorowa: głównie żółta, ale była też różowa, niebieska, zielona…W pewnym momencie się kończy, jest spadek do ok.6-7metrów i całe ławice rybek. Wrażenie niesamowite, gdy się tak dryfuje na skraju rafy, a wokół śmigają wszystkie rybki, które się widziało do tej pory co najwyżej w naszym gdyńskim Akwarium. Właziliśmy na oglądanie czterokrotnie z przerwami na jedzonko i książki, i za każdym razem było inaczej, bo zmieniało się oświetlenie i przejrzystość wody, a poza tym zawsze się wypatrzyło jakąś nową rybkę.