Dużo zamków i ruin na zboczach lub wręcz szczytach górskich mijaliśmy też po drodze na trasie. Jedziemy górskimi ślimakami omijając autostrady i przejeżdżając przy tym przez mnóstwo urokliwych miasteczek, z drogą nieraz tak wąską, że trzeba jechać pojedynczo. Trwa to sporo dłużej, ale nam zależało na nacieszeniu oczu widokami. Maciek zresztą dzielnie się sprawuje za kierownicą i nawet próbuje trzymać się przepisów. Najbardziej karkołomny jest dla nas system parkowania. Nauczyliśmy się już, że białe linie oznaczają parking bezpłatny, niebieskie płatny lub częściowo płatny, a żółte parking dla niepełnosprawnych. Niektóre parkingi mają do tego ograniczenie czasowe. Np. nasz parking w Cavalese, gdzie dziś nocujemy ma wytyczne: pomiędzy 8 a 12 i 15 a 20 można się zatrzymywać maksymalnie na godzinę. Żeby tego pilnować auta włoskie (nasze też!) są zaopatrzone w przyklejone do szyby papierowe kółeczko, którym się obraca tak, aby wskazywało godzinę, o której się zaparkowało. Czasem ciężko się połapać. W Cavalese zatrzymaliśmy się w hotelu Orso Grigio, jeden skręt od głównej drogi i tu będzie nasza baza wypadowa przez najbliższe dwa dni.