W hotelu znaleźliśmy bratnią duszę: Polkę pracującą tu na barze, dzięki której wiemy wszystko i mamy okazję to miłej rozmowy przy śniadaniu:) Przed 9 się zwijamy, żeby uniknąć perturbacji parkingowych i jedziemy do Bolzano. Już w połowie drogi wszystkie nazwy i napisy są dwujęzyczne: po włosku i po niemiecku, a w samym Bolzano (czyli inaczej Bozen) ciężko zdecydować, którego języka jest więcej. Szybko rzucamy okiem na katedrę, bo akurat trwa nabożeństwo (po niemiecku), po czym ruszamy szukać Muzeum Archeologicznego, bo w Bolzano interesuje nas jeden konkretny człowiek: Ötzi. Ötzi ma, bagatela, jakieś 5000 lat i jest mumią. Znaleziono go na początku lat 90 wysoko w Alpach tuż przy granicy włosko-austriackiej. Całe muzeum poświęcone jest jego historii, a że sam Ötzi jest świetnie zachowany jak na swój wiek (dziękować lodowcom, temperaturze, wysokości n.p.m. itd. Itp.) to jest co oglądać. Zachowało się jego ubranie, broń, a nawet jagody i ziarna pszenicy (podobno najstarsze na świecie) z jego zapasów. Aż się wierzyć nie chce, gdy się na to patrzy. A że Ötziego zamordowano, to jest jeszcze całe piętro w stylu CSI, badań medycznych, odtworzenia zdarzeń. Odrobina dreszczyku. Fajne miejsce. 9 euro za normalny bilet:) Zdjęć brak, bo nie wolno:P