Z gór ruszamy się na południe. Ale żeby jeszcze trochę oczy Dolomitami nacieszyć i naoglądać się domków z drewnianymi balkonami pełnymi kwiatów jedziemy trochę naokoło, przez Cortinę d'Ampezzo, najważniejszy ośrodek w okolicy. Mijamy Alpe Cermis (w końcu królową jest tam Justyna Kowalczyk), skocznie w Predazzo i wybieramy kolejną drogę, którą jeszcze nie jechaliśmy, okrążając Marmoladę z drugiej strony. Niestety znów jest szczelnie przykryta chmurami, podobnie jak większość najwyższych szczytów. Jedziemy przez Passo Giau - Maciek dzielnie wjeżdża po 29 ślimakach - i wpełzamy w zimną chmurę. Widoki mocno ograniczone. Podziwiamy za to masy rowerzystów, którzy bokiem drogi zasuwają pod masakrycznie dla nas strome podjazdy, aż do samych przełęczy. W Cortinie niestety taka sama sytuacja jak wszędzie: w dolinach słońce, szczyty w chmurach. W tej sytuacji rezygnujemy z wjazdu na punkt widokowy wyciągiem z Cortiny i musimy się zadowolić tym, co od czasu do czasu wyłoni się nam po drodze. No nic, radio Dolomiti nastawione i kurs na południe...