Dziś w miasto ruszyliśmy z buta. Plan był prosty: krążymy, a jak wpadniemy na cuś, co mamy opłacone przez nasze Museum Pass to wchodzimy. Naszą ambicją nigdy nie było zaliczenie wszystkich kościołów, galerii czy muzeów: ma się nam podobać i być dla nas przyjemne, a przy takim natłoku sztuki, jaka jest dostępna w Wenecji, poczuliśmy, że wszystko by się nam pomieszało, a pobyt zacząłby przypominać listę "odhacz obejrzane", a nie odpoczynek. Z dworca zapuściliśmy się więc w wąskie uliczki na chybił trafił. Bez strzałek wskazujących główne trasy (np. do mostu Rialto, czy do placu San Marco) łatwo się pogubić (bo główny punkt odniesienia, Grand Canale zakręca parę razy, a i uliczki nie są regularne) i to na nich otwarte są sklepiki z weneckimi cudeńkami. Z drugiej strony płynie tamtędy dzika rzeka ludzi, więc często odbijaliśmy w boczne uliczki. Szkło z Murano zachwyca Agatę nadal i to prawie bezgranicznie. Przy zakupach trzeba uważać, bo okazyjne ceny często oznaczają chińskie szkło, gorsze, brzydsze i nie takiej jakości jak to z Murano. Maciek tropił to na przykładzie takich pięknych zatyczek do butelek wina. Chińskie chodziły po 3-5 euro i były takie sobie. Prawdziwe z Murano były piękne i chodziły po 11-18 euro za sztukę. Poza tym można zaopatrzyć się w maski, prawdziwe małe dzieła sztuki, bo w sklepikach artyści malują maski na życzenie, wg wytycznych klienta. My wpadliśmy po drodze, a więc i weszliśmy, do Muzeum Historii Naturalnej (normalna cena 8 euro, podpisy pod eksponatami tylko po włosku:(), a po dotarciu do Placu św. Marka przez most Rialto oglądamy też Muzeum Correr połączone z Muzeum Archeologicznym. Najbardziej zwracają naszą uwagę szklane żyrandole-w końcu we wszystkich innych tego typu miejscach, które do tej pory widzieliśmy, żyrandole były kryształowe, a tu przeważają szklane, często z domieszką kolorowego szkła. Stamtąd tuptamy w drugą stronę, Agata dostaje na obiad swoje gnocchi z serem (pyyyyychhhaaa!), a Maciek tagliatelle po bolońsku (też smakowite). Zachodzimy jeszcze do pałacyku Ca'Rezzonico (wstęp normalny 8 euro) i czujemy się artystycznie nasyceni, więc łazimy jeszcze chwilę po wąskich uliczkach i powoli zakupiwszy trydenckie wino jedziemy do hotelu się zrelaksować.