I znów powrót do rzeczywistości. Dzięki autostradzie otwartej już teraz aż do Łodzi śmignięcie autem do Gdyni zajmuje 3 godziny. Jesteśmy dość zmęczeni, odrobinę pokiereszowani fizycznie i ze stertami prania, ale zresetowani psychicznie, czego po 2 latach bez wyjazdu bardzo nam już brakowało. Bardzo nam pomogła cała masa ludków, rodzice poradzili, dali mapy i pożyczyli treki w góry, Pysia i Kuba wyedukowali z Budapesztu, a Ania z Wiednia - poza tym ogarnęła nas w Łowiczu (i sprzedała lody z olejem z pestek dyni). Marta i Krzysiek przyjęli nas w swoim ledwo co skończonym mieszkaniu w Krakowie i stawali na głowie zeby Maciek mógl obejrzeć jak Holandia łoi Hiszpanię. Konrad z całą rodzinką również otworzyli nam drzwi do swojego domu, wcisnęli klucze w łapki i pokazali co mają najlepszego w najbliższej okolicy. Siostra i szwagier przyjęli już w Polsce, a poza tym robili za łączników i koordynatorów akcji "odzyskaj PIN telefonu Maćka", gdy zostaliśmy bez kontaktu telefoniczego. Autko przejechało ponad 2600km i dopiero na ostatnich odcinkach zaczęło nieśmiało dawać znać, zeby mu się przyjrzeć po powrocie. Poza tym spisało sie na medal.