Drugi dzień zaczynamy od śniadanka w hostelu, bierzemy na plecy nasze bagaży i jedziemy najpierw zostawić wszystkie łupy i bagaże w szafce na dworcu głównym. Stamtąd tuptamy znów do miasta. W nocy zdążyli postawić wielką choinkę przed Reichstagiem;) My idziemy znów pod Lipami do Friedrichstrasse - stamtąd mamy już bliziutko do jarmarku Gendarmenmarkt, który jest jedynym miejscem, gdzie za wstęp trzeba zapłacić. Ten jarmark jest bardziej artystyczny i rękodzielniczy. Mnóstwo na nim wyrobów jedynych w swoim rodzaju i sprzedawanych przez samych artystów. W osobnym namiocie niektórzy z nich rzeźbią czy przędą na żywo. W centrum placu jest scena, na której gra orkiestra. Sam jarmark jest malowniczo umiejscowiony między dwiema identycznymi wieżami kościołów. Kupujemy następne kufelki- choć tym razem bardziej kubki, no i każda zaopatruje się w prezenty do domu: ceramiczne ozdoby na choinkę, marcepan, bombki... W świetnych nastrojach lecimy na ostatni z jarmarków, na który jeszcze mamy czas: przy Potsdamer Platz. Tam jest usypany spory stok, z którego można zjechać na wielkiej dętce. Dziewczyny kupują po wurście na obiad, Agata celuje w smażone na świeżo naleśniki. Wszędzie są wielkie i piękne choinki i naprawdę można poczuć klimat świąt: w ogóle się nie dziwimy, że jarmarki są odwiedzane tak tłumnie i że jest ich aż tyle. Na każdym można znaleźć coś, czego nie ma gdzie indziej. W ramach zwiedzania cykamy jeszcze fotki przy resztkach Muru Berliskiego, a zakupy dobijamy już w sklepiku na dworcu: Maciek by nie wybaczył, jeśli nie dostałby z podróży piwa, a co dopiero z Niemiec;)