Geoblog.pl    slowiki    Podróże    Do trzech razy wyspa - Sycylia 2016    Lot i podsumowanie
Zwiń mapę
2016
20
lis

Lot i podsumowanie

 
Polska
Polska, Gdynia
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 4650 km
 
Do lotniska mamy bliziutko: 10 minut jazdy autem. Tam oddajemy nasze wypożyczone autko, nadal w szoku, że udało nam się go nie zarysować. Na pożegnanie Etna wyłania się do pewnego stopnia: same szczyty są we własnej, prywatnej chmurze. Śniegu jest zdecydowanie więcej i do niższego poziomu niż 2 tygodnie temu.
Usadzenie i trasa na locie nam się poszczęściły. Samolot obleciał Etnę, przeleciał nad Wyspami Liparyjskimi, a potem przeciął Włochy kontynentalne w bardzo ciekawym dla nas miejscu: nad Wezuwiuszem. Hmmm... Włochy i wulkany... lubimy...

Słów parę o:

-jeździe samochodem
To zdecydowanie najprostszy sposób na objazdówkę po Sycylii, choć pierwszego dnia byliśmy absolutnie przerażeni. Zasady ruchu drogowego mają tu niewiele wspólnego z tym co dzieje się w Polsce. Istnieją za to inne, alternatywne. Na przykład: pierwszeństwo ma ten, kto pojedzie szybciej. I absolutnie nie ma co się tutaj wkurzać, bo i tak to jest bezsensowne. Każdy kierowca na Sycylii wie, że jedynym sposobem na włączenie się do ruchu albo wyjechanie z drogi podporządkowanej na główną jest wyjechanie nosem na tyle chamsko do przodu, że auta z drogi głównej nie są już w stanie Cię wyminąć i po prostu muszą się zatrzymać. Na dzień dobry dostawaliśmy absolutnego zawału, gdy widzieliśmy jak mocno do przodu wyjeżdżają nam auta z bocznych uliczek. Teraz już Maciek się przyzwyczaił i wie, kiedy chama można objechać, a kiedy już nie ma rady i trzeba go wpuścić.
Po drugie: klaksony są po to, żeby ich używać. Tak samo jak lusterka są składane po to, żeby je składać. Klakson jest tu używany z 20 razy częściej niż w Polsce i ma za zadanie wyrazić zarówno pozdrowienie człowieka na ulicy albo w samochodzie obok, jak i zniecierpliwienie kierowcy za Tobą, gdy nieopacznie, z przyzwyczajeń w Polsce, grzecznie próbujesz wpuścić do ruchu kogoś wyjeżdżającego np z parkingu. Nie wspominając już o tym, że ten, którego wpuszczasz, w ogóle nie spodziewa się takiego zachowania, głupieje i nie wie co ma robić, na pewno nie jedzie. Wszyscy tu jeżdżą na bezczela i jakiekolwiek grzeczności, przepuszczenia i tak dalej są traktowane z dużą dawką podejrzliwości, nie mówiąc o tym, że nie tylko kierowca, ale i pasażer z samochodu za Tobą zelży Cię gestykulując przez okna. Nic nie poradzisz. Trzeba być chamem i tyle. A co do lusterek: jeśli chcesz je zostawiać, nie ma sprawy. Ale nie polecamy tego w mega wąskich uliczkach, w których jedzie i parkuje się na milimetry. Szczególnie jeśli auto, którego się używa, jest z wypożyczalni.
Po trzecie: nikt tutaj nie wie do czego są i jak używać kierunkowskazów. Nie mówimy tutaj o tak oczywistej sprawie jak używanie kierunkowskazu, kiedy zmieniasz pas, skręcasz albo włączasz się do ruchu. Nie, nie, to już w ogóle jest passe. Ale nagminne jest też np jechanie sobie bez żadnej żenuy z włączonymi światłami awaryjnymi albo skręcanie w prawo z włączonym kierunkowskazem w lewo – bo akurat zapomniało się tego lewego wyłączyć.
Po czwarte: na ulicy jest tyle pasów, ile zmieści się aut. Próba doszukiwania się pasów na jezdni jest daremna. Trzeba zgadywać. I nie zdziwić się, gdy na chama wciska Ci się autokar pod pachę, choć przysiągłbyś, że jedziesz jednopasmówką. Jeśli ktoś jedzie obok Ciebie, to znaczy, że się zmieścił. A to jak nic świadczy o tym, że jedziemy dwupasmówką, prawda?
Parkowanie: system skomplikowany jak w całych Włoszech. A jeśli jest tak bolesny w listopadzie, to nawet nie chcemy wiedzieć, jak wygląda w czasie wysokiego sezonu. Tak czy owak: żółte linie, to miejsca, na których generalnie nie stajemy i już. Oznaczają albo miejsce dla niepełnosprawnych albo wyjazd z garażu albo miejsce zatrzymywania busa albo miejsca zarezerwowane dla rezydentów. Niebieskie linie oznaczają miejsca w jakiś sposób opłacane. Trzeba znaleźć tabliczkę, na której jest algorytm tłumaczący zasady funkcjonowania danego miejsca i wykminić, czy się pod te zasady podpinami. Mogą się różnić w zależności od godzin w ciągu dnia, dni roboczych/weekendu albo w ogóle sezonu letniego/zimowego. Jak już trzeba płacić to albo jest automat, albo jest tabacheria, w której za opłatą wydadzą nam zdrapkę robiącą za kartę parkingową. Białe linie: można parkować. Brak linii: teoretycznie też, o ile nie ma żadnych znaków o zakazie postoju...
Drogi: generalnie nie są najgosze. Natomiast system oznakowania często bywa kretyński. Nieraz Maciek dostawał zawału, że jedzie pod prąd, gdy na tym samym poziomie był zakaz wjazdu i np nakaz jazdy po prawej stronie. Nie wspominając o głupotach typu ograniczenie do 20 na autostradzie bo są bramki (jeszcze niedziałające) albo 50-60 co paręset metrów również na autostradzie albo drodze szybkiego ruchu. Ewentualnie wielokilometrowe zakazy wyprzedzania.
No i taki ból, że część Włochów jeździ z włączonymi światłami, ale wielu nie. W zatłoczonych uliczkach z autami zaparkowanym na wariata gdzie się da strasznie to utrudniało rozeznanie, które auto jest w ruchu drogowym, a które akurat nie. I o ile to było lekko irytujące, gdy pogoda była w miarę, o tyle robiło się niebezpieczne, gdy Włosi nie włączali świateł nawet w mgle na paręnaście metrów w Ennie, czy w czasie paskudnych ulew. Po prostu ich nie widać.

-słodyczach
Raj. Na. Ziemi. Włochy generalnie słyną ze słodyczy, natomiast na Sycylii zdecydowanie odnaleźliśmy ich epicentrum. Oprócz tego, co można znaleźć w całych Włoszech, czyli tiramisu, gelato czy panna cotta, są tutaj slodkie sterty pyszności rodem konkretnie z Sycylii. Na czele mamy oczywiście cannoli, chrupiące, smażone rurki, nadziewane słodkim kremem z ricotty czy cassata siciliana, deser na zimno z biszkoptem, ricottą i zieloną masą marcepanową. Dochodzi do tego całe mnóstwo wypieków nadziewanych czekoladą, kremem waniliowym, ricottą albo – co jest absolutnie boskie- pastą pistacjową. Można je spotkać w każdej kawiarni czy pasticerri i są pyszne. Zresztą powszechnie używane trio na Sycylii to ewidentnie: pistacje, migdały, ricotta. Dodawane są do ciast, makaronów, pizzy, robione są z nich pasty, pesto, likiery, wina... z powodu migdałów jest mnóstwo słodyczy na bazie marcepanu, marcepanowe kulki z różnymi dodatkami albo kolorowe marcepanowe owoce... Dalej nie jesteśmy w stanie zrozumieć fenomenu, jakim cudem Włosi nie są najgrubszym narodem świata... geny?

-gospodzarzach
Nigdzie, dokąd pojechaliśmy, nie spotkaliśmy się z taką serdecznością jak tutaj. Odwiedziliśmy łącznie...11 miejsc, właściwie wszyskie były albo B&B albo osobnymi apastamnatmi/mieszkankami – ani razu nie trafiliśmy do żadnego hotelu, który miałby typową hotelową recepcję. W zdecydowanej większości spotkaliśmy się z mega mega przyjaznymi ludźmi, którzy niezależnie od ich poziomu angielskiego i płynności naszej komunikacji, byli gotowi i chętni pomóc nam, jak tylko mogli. Nie ograniczali się do suchego przekazania kluczy i hasła do wifi, ale służyli radą, mapką, pomocą, chętnie wdawali się w rozmowy, opowiadali o okolicy, ogarniali hektolitry kawy i herbaty, podpowiadali, gdzie zjeść, co zobaczyć. W wielu miejscach czuliśmy się jak w domu i chętnie byśmy wrócili. To samo tyczy się ludzi na ulicach, w restauracjach, sklepach. Często nasz kontakt polegał na łamance językowej angielsko-włoskiej, pojedynczych słowach i w dużej ilości gestach, ale zawsze był pozytywny, niezależnie od tego czy zależało nam na kupnie owoców albo ciastek, czy uzyskaniu wskazówek na dojście do jakiegoś miejsca.

-sposobach jedzenia
Jesteśmy już któryś raz we Włoszech, więc nas to nie zaskakuje, choć nieraz sprawia problemy i frustruje. A więc: jak je Włoch?
Włoch nie je pożywnego śniadania. Nie je kanapek, płatków, owsianki. Włoch pije cappucino i zagryza je słodkim rogalem. I tyle. Więc jeśli gdzieś jest opisane, że „w cenę wliczone jest włoskie śniadanie”, to trzeba się liczyć z tym, że dostanie się kawę i ciacho. Miejsc, w których podawano cokolwiek przypominającego śniadania europejskie, było niewiele, a i w nich w mniej więcej połowie, te starania ograniczały się do mortadelli i „sera” pakowanego w pojedyncze folijki, który koło prawdziwego sera nawet nie leżał. Dziwi nas to potwornie, szczególnie, gdy patrzymy w sklepach na te pełne lodówy pięknych lokalnych serów i mięs.
No więc kiedy Włoch je te sery i mięsa? Je je w panini. Tak na drugie śniadanie-lunch. Wtedy jest czas na coś bardziej wytrawnego i panini – czyli po prostu kanapki – wchodzą w grę.
Potem jest czas na obiad: większość jadłodajni jest otwarta mniej więcej w godzinach siesty, ok 12-15. Wtedy zamyka się większość zwykłych sklepów, zabytków, kościołów, a otwierają się właśnie restauracje. Później następuje przemieszczanie: wszystko znów się otwiera, za to restauracje zamykają się i otwierają dopiero ok 19-20. Część z nich działa zresztą tylko wieczorami.
A jak to wygląda w restauracji? Karta zazwyczaj podzielona jest co najmniej na: antipasti czyli przystawki, primi piatti czyli głównie wszelkiego rodzaju makarony, secondi piatti czyli mięsa/ryby i dolci czyli słodkości. Czasami – jeśli restauracja ma to w swoim zakresie – osobno wypisane są też pizze, podzielone na białe i czerwone, w zależności od sosu, jaki jest podstawą farszu na cieście: śmietanowy albo pomidorowy. Taki standardowy obiad/kolacja (bo menu jednego i drugiego jest takie samo) powinien zawierać po daniu z każdej kategorii. My zazwyczaj zapychaliśmy się tylko jednym i nam wystarczyło zdecydowanie. Oczywiście przy zamówieniu na dzień dobry podawany jest chlebek w koszyczku, którym można wyjeść do końca choćby sos z makaronu. My nauczyliśmy się dziś nowego słowa po włosku: podobno na to zjawisko mówi się „skarpeta”. Nie mamy zielonego pojęcia jak się to pisze;) Wystarczy dorzucić do tego vino de la casa czyli wino stołowe białe lub czerwone, które praktycznie zawsze jest tu pyszne i podawane w karfkach ¼, ½ lub 1 litr.
No i trzeba pamiętać, że we Włoszech mamy coperto. Czyli taki wymuszony napiwek. Jest to z góry narzucona opłata, 1, częściej 2 euro od osoby, za tzw. „nakrycie”, doliczany Makarony. Hmm, też nam się wydawało, że paru już w życiu skosztowaliśmy. A prawda jest taka, że znów trafiliśmy na całą stertę nowości. Dotyczyły one nie tylko samych kształtów i rodzajów makaronów, ale też lokalnych sposobów przygotowania. Siłą rzeczy jest w nich mnóstwo składników lokalnych, używanych w różnych kombinacjach: ricotta, pokruszone migdały i pistacje, cukinia i bakłażan, anchovis, miecznik, sardynki.
Na samej Sycylii są też regionalne tendencje w kuchni: na zachodzie zdecydowanie więcej i częściej można zjeść kuskus zamiast makaronu. Wpływy arabskie. Na wschodzie za to, szczególnie w okolicach Katanii spotkalismy się z czymś, do czego nie wiemy do końca, jak się ustosunkować. Bardzo często w karcie spotykaliśmy...koninę. Na takich samych warunkach jak np. wieprzowinę. Na dzień dobry byliśmy trochę w szoku, ale po przejrzeniu paru różnych kart na przestrzeni iluś restauracji, stwierdziliśmy, że coś musi być na rzeczy. Nie odważyliśmy się.
Co jeszcze typowego sycylijskiego?
Arancini. Kulki z ryżu z różnymi dodatkiami: szpinakiem, ricottą, szynką, kiełbaskami, pistacjami, smażone w panierce w glębokim tłuszczu. Najpopularniejsza i najłatwiej dostępna przekąska na całej wyspie.
Likiery. Szczególnie cytruskowe limoncello, ale też odmiany z pistacji, migdałów, orzechów, melona... wersja przejrzysta albo kremowa. Do wyboru do koloru.
Pasta pistacjowa. O. Mój. Boże. Aboslutną zbrodnią dla ludzkości jest fakt, że nie jest dostępna poza Sycylią: nie spotkaliśmy ją w żadnym innym miejscu we Włoszech, a jest milion razy pyszniejsza od Nutelli i powinna być eksportowana na świat cały. Croissanty z pastą pistacjową do niebo w gębie. Z pysznym cappucino: śniadanie idealne. Najlepsza podobno jest z pistacji uprawianych niedaleko Katanii, w Bronte.

-Listopadzie...
No cóż, wybraliśmy taki miesiąc, a nie inny, bazując trochę na naszych doświadczeniach sprzed 2 lat, kiedy na przełomie listopada i grudnia wybraliśmy się do Rzymu i cieszyliśmy się 20 stopniami i odrobiną deszczu. Mieliśmy nadzieję, że te 2-3 tygodnie wsześniej plus paręset kilometrów na południe wystarczą, żeby cieszyć się bezczelnie słonkiem i 20 stopaniami, gdy w Polsce pada śnieg. Częściowo się to spełniło, a częściowo natknęliśmy się na pogodę, która skutecznie utrudniła lub uniemożliwiła nam zwiedzanie. Takie ryzyko. Z relacji w internecie i z tego, co mówią miejscowi, wynika, że w listopadzie dobra pogoda i nawet 30 stopni nie jest rzadkością, ale my akurat mieliśmy pecha i trafiliśmy najpierw na porywiste wiatry, a potem oberwania chmury. Braliśmy to pod uwagę i generalnie nie jesteśmy ludkami, które nastawiały się na kąpanie w morzu i plażowanie – nie nasza bajka – ale czasami byliśmy bezsilni, gdy wiedzieliśmy, że z pogodą nie wygramy. Z drugiej strony listopad sprawił, że cała podróż była na pewno dużo tańsza i bardziej komfortowa niż w innych miesiącach. Turystów jest mało. Ominęły nas wszystkie kolejki, zatłoczone kurorty i niedostępne parkingi, które były przeklinane w internecie i przewodniku w odniesieniu do lata. Komfort zwiedzania- gdy już było możliwe- mieliśmy pełny. Nigdy ludzi nie było za dużo. Dodatkowo nie mieliśmy żadnych problemów ze znalezieniem miejsc noclegowych, w dobrych lokalizacjach, a do tego w przystępnych cenach. Często byliśmy jedynymi gośćmi i dostawaliśmy więcej miejsca lub lepszy pokój niż bukowaliśmy. Nie wspominając o tym, że w niskich cenach, jak na te standardy noclegów – booking.com jest w tej chwili pełen ofert z obniżkami. Czy polecamy listopad? Generalnie dla ryzykantów tak. Ale gdybyśmy mieli jeszcze raz wybierać, pewnie byłby to październik.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (21)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
slowiki

Agata i Maciek
zwiedzili 14% świata (28 państw)
Zasoby: 267 wpisów267 223 komentarze223 3227 zdjęć3227 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
16.05.2023 - 23.05.2023
 
 
10.07.2022 - 17.07.2022
 
 
17.10.2018 - 24.10.2018