Ostatni nocleg mamy w Katanii, bo stąd do lotniska jest zaledwie 10 minut jazdy autem, a my samolot mamy rano. Najbrzydsze i najbardziej zaśmiecone wg nas miasto Sycylii, a spędzamy w nim 3 noc: trochę paradoks. Tym razem spanie mamy na placu tuż obok Castello, a to z prostego powodu: stąd najbliżej potem do lotniska. I jest to zdecydowanie najgorszy nocleg, jaki mamy na Sycylii. Ale traktujemy go czysto uzytkowo, przespać się przed lotem i nawiewać z samego rana. Szukamy na tripadvisorze, czy znajdziemy jakieś knajpy, które dadzą nam jeść o godzinie 16. O dziwo znajdujemy! Niedaleko nas Piazza Curro jest otwarta A putia dell’Ostello – podobno działa 24 na dobę. Chwilę nam zajęło, żeby trafić tam wśród nieoznaczonych na mapie uliczek, ale w końcu jesteśmy: w sam raz w momencie, gdy rozpętuje się burza. Zamawiamy wino de la casa i makarony: Agata z łososiem i pistacjami, Maciek z grzybami i truflami. Całkiem smakowite. A wino nam tak wchodzi, że zamawiamy drugą karafkę. Dyskutujemy sobie z bardzo sympatycznym kelnerem i generalnie bumelujemy przez pół wieczora w miłym, ciepłym miejscu, gdy na zewnątrz szaleje deszcz. Potem jeszcze tylko chwila na szybkie ostatnie zakupy do Polski i wracamy na kwaterę – trzeba jakoś logistycznie upchnąć te wszystkie wina, likiery i pasty pistacjowe, które nakupiliśmy dla wszystkich krewnych i znajomych królika;)