Miasteczko palm

Nasze auto z lotniska wynajmujemy dopiero następnego dnia, po dużej dawce stresu (w skrócie: za mały limit dzienny na karcie kredytowej, błąd systemu na stronie banku, nieodpowiadająca infolinia, a na koniec, gdy już były klucze do auta, to nawigacja odmówiła posłuszeństwa). Z hotelu na przedmieściach dobijamy do centrum Elche, czy też jak tu wszędzie napisane jest na znakach do Elx – Elche jest po hiszpańsku, a Elx po katalońsku. Jest tu zresztą podobnie jak w Barcelonie, większość informacji podawana jest w tych 2 językach, czasem też w angielskim, jak się ma szczęście;) Elche interesuje nas ze względu na gaje palmowe, które zajmują dużą część miasta (palm jest podobno więcej niż mieszkańców), razem z kaktusami i opuncjami wielkości drzew, spacer w stronę bazyliki i poszukiwanie obiadu. Przypadkowo też orientujemy się, jaką atrakcją jest głębokie i szerokie koryto niepozornego strumyka, którego wybetonowane dno, zalewane zapewne tylko przez krótki okres w roku, wymalowany jest w ramach projektu artystycznego na dużej długości kolorowymi muralami.

Zdjęcia (7)

Komentarze (0)