W Alicante tej atmosfery hoteli-motłochów jest zdecydowanie mniej, ale też jest, zresztą w takim właśnie hotelu się zatrzymujemy (i w takich serwują najgorsze śniadania na świecie…). Mamy za to pokój takiej wielkości, że moglibyśmy się w nim ganiać, a z 9 piętra widok na wzgórze z Zamkiem św. Barbary. Szybko zostawiamy bagaże i staramy się skorzystać z resztek zachodzącego słońca, żeby choć przejść się spacerkiem po Alicante, tak naprawdę dookoła wzgórza z zamkiem: najpierw promenadą wzdłuż plaży, potem starówką, która wydała nam się bardziej klimatyczna niż ta w Walencji, a na koniec pod górkę, żeby obejść zamek: nie narzekamy – noc zapadła, jest październik, ale mamy 25 stopni…