Na trasie mamy też Benidorm – strasznie dziwne, stworzone dość sztucznie miejsce. Wzdłuż całego wybrzeża Costa Blanca jest oczywiście dużo wysokich hotelów, bo nie ma co się oszukiwać, ludzie przyjeżdżają tu głównie na plażing i smażing, ale Benidorm w tym zdecydowanie przoduje. Przewodnik twierdzi, że tylko Manhattan ma więcej drapaczy chmur na metr kwadratowy i faktycznie, ma się wrażenie, że w mieście praktycznie nie ma w ogóle niskiej zabudowy. Wybrzeże to plaża powykładana równiutko hotelowymi leżakami, wzdłuż której ciągnie się promenada pełna barów – głównie w stylu amerykańskim – dużo alkoholu, karaoke, fast foodów. Bardzo komercyjne, i dla nas, niejeżdżących na żadne All inclusive ani wakacje leżące –coś totalnie egzotycznego i nierealnego. Nie czuliśmy się tam dobrze, ale było to dla nas coś ciekawego, bo w takim otoczeniu chyba się nam jeszcze nie zdarzyło przebywać.