Powrót były trochę nerwowy. Do Malagi nie kursowały rano żadne autobusy, więc na odprawę bagażową wpadłam 25 minut przed odlotem, a potem jeszcze pomyliłam bramki i pobiegłam nie do tej co trzeba. Końcowo wpadłam na pokład jako ostatnia, dziękując niebiosom, ze jakimś cudem znalazłam się w samolocie. Sprawę pogarszała gorączka, katar i kaszel, których chyba nabawiłam się w Kadyksie. Ale za to pogoda nie zawiodła. Cała prawie Europa (oprócz malutkiego skrawka Polski) bezchmurna. Widoki - bezcenne. Najpierw wybrzeże hiszpańskie, potem Alpy, w końcu na horyzoncie pojawił się zarys włoskiego buta i Apeniny, a gdy odbilismy na północ, po przytłaczających, ciągnących się aż po horyzont Alpach ukazało się krótkie pasmo Tatr:) Oby więcej takich lotów!