Do Amedu zawiózł nas poznany wcześniej kierowca, jak się potem zorientowaliśmy naprawdę tanio. Podróż z Loviny zajęła nam 2 godziny. Mieliśmy nadzieję na przypatrzenie się Gunung Agung, wulkanowi i jednocześnie najwyższej górze Bali (ponad 3000 m.n.p.m.), ale niestety szczyt był szczelnie zakryty chmurami. Amed to nie jedna miejscowość, ale ciąg wiosek przy drodze, znany przede wszystkim z możliwości nurkowania i snorklowania. Mają tu zatopione statki i opcję nocnego nurkowania, ale to wyższa szkoła jazdy dla nas. Ceny transportu dokądkolwiek jeszcze wyższe niż w Lovinie, ale jest też możliwość dostania się np. na Gili Islands speedboatem za 600 000 IDR w jedną stronę od osoby. Na to nam niestety zabrakło czasu. Musi poczekać do następnych odwiedzin. Myśleliśmy, że nasz kierowca nas po prostu wysadzi i pójdziemy szukać sobie jakiegoś noclegu, a ku naszemu pozytywnemu zdziwieniu zapytał czy mamy miejscówkę, ile chcemy na nią wydać, po czym zaczął jeździć i wypytywać sam w recepcjach. Sporo miejsc było pełnych lub za drogich, ale wkrótce znaleźliśmy wolny bungalow w Jemeluku. Nasze spanko nazywa się Teman-Teman, mają bungalowy (nowe i czyste, z tarasem, w środku przestronny pokój z podwójnym łóżkiem i szafką, wiatrak, spora łazienka z letnią wodą) i przyjemną restauracyjkę. Za bungalow, który umiejscowiony jest praktycznie na plaży płacimy 150 000 IDR w tym śniadanie. Na froncie mieszka 5 małych gekonów, które uznaliśmy za nasze zwierzaki domowe. Śmigają po ścianie i zjadają nam muchy i komary;) Gdy się człowiek tutaj budzi, podnosi leniwie powiekę i widzi plażę i morze przez duże szklane rozsuwane drzwi. Tego szukaliśmy:) Jedzonko w restauracyjce smaczne, wieczorami jest muzyka na żywo (całkiem nieźle chłopaki grają i śpiewają), a morze szumi. Jedyny minus to koguty – nie wiemy co jest z tymi azjatyckimi, ale zamiast piać o świcie odstawiają koncert przez calutką noc, w Bangkoku było to samo. A że jesteśmy na wsi, to mamy istną kanonadę;) Za bardzo poza relaksowaniem się nie ma tu co robić- ze 2 stragany na krzyż zamiast sklepów, same bungalowy dla turystów plus krajobraz typowo wiejski czyli kury wszędzie (z plażą włącznie), kozy, bydło i świniaki. Droga też jest tylko jedna, przejazdowa i wzdłuż niej wszystko rozstawione. Obecnie przy drodze mieszkańcy ustawiają specyficzne ozdoby: długie bambusy ustrojone wycinankami ze słomy i skręconymi liśćmi, często też z kokosem i mini-ołtarzykiem w dolnej części. Widzieliśmy jak sami takie coś skręcają i ustawiają, na razie dowiedzieliśmy się, że to też związane jest z religią (może także coś związane ze żniwami i dziękowaniem?), będziemy badać dalej.