Upałów ciąg dalszy. Zapas wody, tramwaj 12 (lub 14) i po śniadaniowym croissancie jedziemy do centrum. Na pierwszy ogień Duomo czyli Katedra. Myśleliśmy, że będą jakieś dzikie kolejki, ale okazało się, że łańcuszek schodzi szybko: wstęp do środka jest darmowy, a na wejściu umundurowani panowie zaglądają tylko do plecaków i sprawdzają, czy jest się odpowiednio ubranym. Odpowiednio czyli zakryte ramiona, nie szorty i nie krótkie spodenki, jak jest inaczej odsyłają delikwentów bez skrupułów. Katedra jest wielka, trzecia po Rzymie i Sewilli. Można cykać zdjęcia i nawet nam się udało uchwycić witraże. Jest parę relikwii, maleńki skarbiec (2 euro wejście) i całe stado Chińczyków. Potem można dostać się na tarasy i dach, kupując bilety w kasie po lewej stronie katedry – 7 euro jeśli się biegnie po schodach (jakieś 250, da się zrobić), 10 euro jeśli chce się wjechać windą. Zdecydowanie warto:)
Potem obowiązkowe przejście oszkloną Galerią Vittorio Emanuele II, choć sklepy i ceny zdecydowanie nie dla nas. Maciek kazał obkręcić się na pięcie na jajach byka z mozaiki na podłodze: podobno przynosi szczęście. Wyszliśmy prosto na Teatro Alla Scalla, który nas mocno rozczarował swoją zwyczajnością, a potem klucząc uliczkami potuptaliśmy zobaczyć Castello Sforzesco: wstęp darmowy do części ogólnej, płatny do muzeum. W sporej części niestety w remoncie, więc przenieśliśmy się do parku miejskiego za zamkiem. Jego alejki ponazywane są nazwiskami sławnych pisarzy, jest więc Viale Goethe, Viale Byron, Viale Shakespeare, Puskin, Cervantes, Ibsen i…Mickiewicz:)
Ponieważ godzina była jeszcze młoda zakupiliśmy następne 2 bilety (do kupienia… w barach, które są od razu rodzajem kiosku – 1,5 euro sztuka, uprawnia do 90 minut podróży z możliwością przesiadek między metrem, tramwajami i autobusami) i ruszyliśmy w stronę San Siro. Minęliśmy hipodrom i klucząc między uliczkami dotarliśmy. Maciek pchany odwiecznym sentymentem dla AC Milan, Agata raczej z zawodowego zboczenia;) Za 13 euro bilet normalny na zwiedzanie muzeum (tam eksponaty AC Milanu i Inter Mediolanu) i mały tour po stadionie po angielsku i włosku. Werdykt Agaty: brzydactwo:P Gdańskowi może buty wiązać najwyżej! I nieważne, że ma 85 000 miejsc, bo wcale nie wygląda:)! Nasz piękny Gdańsk bije go estetycznie na głowę. Po tej patriotycznej tyradzie i zaspokojeniu ciekawości Agata oddała się cykaniu zdjęć Maćkowi na krześle Maldiniego w szatniach zawodników (tak w ogóle to są 3 szatnie: 1 gości i 2 gospodarzy, bo AC Milan ma swoją pod siebie urządzoną, i to samo Inter). Padnięci stwierdziliśmy jeszcze, że po 18 nie ma już szans na zjedzenie niczego sensownego w barach i że nie jesteśmy w stanie zrozumieć, czemu w naszym supermarkecie nie trzymają wody i piwa w lodówkach.