Maciek z wypraw z rodzicami do Krakowa niewiele pamieta, Aga troche wiecej z wypraw sluzbowych, wiec oglosiwszy sie samozwanczym przewodnikiem i kierownikiem wycieczki zarzadza marsz najpierw do Kosciola Franciszkanow, co by witraze popodziwiac, a potem na Wawel. Tam mnostwo luda, wszystkie jezyki swiata, a wystaw do wyboru do koloru. Wybieramy sie do Skarbca i Komnat Reprezentacyjnych. Skarbiec przez Macka zaakceptowany, komnaty tez, bo byly fajne sufity. Potem Katedra: Mackowi sie podoba, bo tylu kroli na raz to chyba jeszcze nie widzial. Wspinajac sie do dzwonu Zygmunta trzeba bylo wprawdzie swoje odczekac na schodach, ale na gorze oprocz dzwonu takze widok na Krakow w strone Rynku. Wejscie na kazda z naszych wystaw, bilet normalny 19 zl, do Katedry z Dzwonem Zygmunta i Grobami Krolewskimi 12zl. Do Smoczej Jamy nie szlismy, bo liczymy na wieksze atrakcje w jaskiniach Slowacji, ale do Smoka i tak idziemy, mamy tam zreszta punkt spotkania z Marta i Krzyskiem w celu kontynuowania kulinarnej rozpusty. Idziemy wiec na Kazimierz, gdzie sami bysmy chyba padli probujac wybrac ktoras z dziesiatek kawiarenek, knajpek czy restauracji. Na szczescie tubylcy wiedza gdzie isc i prowadza nas na francuskie, dobre jedzonko, w bardzo przyzwoitych cenach i do kawiarni serwujacej kawe czy herbate po izraelsku i inne pysznosci. Potem obowiazkowy spacer po Kazimierzu, dzielnicy zydowskiej, a potem wloczenie sie po ulicach Starego Miasta, zeby zobaczyc co daja w Sukiennicach i zajrzec do Kosciola Mariackiego.