Na Słowację zajechaliśmy wczoraj popołudniu i nie daliśmy rady zrobić dużo więcej niż pojechać coś zjeść i zacząć myśleć nad jakimś planem na dzień następny. Z pogodą dalej nic nie wiadomo, więc w sumie nie do końca wiedzieliśmy jak to wszystko ugryźć. Rano, przy śniadaniu, nasz gospodarz w Novej Leśnej, Jaro, zapytał co planujemy robić. Hmmm.. Popradzkie Pleso? "Eeeee...Popradzkie jest kiepskie, najlepsze jest Zielone! Byliśmy ze znajomymi w sobote, pokaze Wam zdjęcia!". Fotki były wystarczająco przekonywujące, więc porzuciliśmy wszelkie wcześniejsze zamysły i zgodnie z wytycznymi Jara jedziemy pod kolejkę w Tatrzańskiej Łomnicy, po czym wjeżdżamy na stację Skalnate Pleso (w górę 15 euro, w obie strony 18 euro na tym odcinku). Na Łomnicki Szczyt się nie pchamy bo siedzi od rana w chmurach. Na tym ostatnim odcinku jeździ tylko 1 wagonik zawieszony na linach aż do szczytu praktycznie bez słupów podpierających i robi to spore wrażenie. Jest nieduży, no i jeden, więc zwykle długo się czeka na swoją kolej, no i swoje taka wycieczka kosztuje. My próbujemy cyknąć jakieś fotki, gdy tylko szczyt sie choć na chwilę wyłoni, ale średnio to idzie, więc ruszamy w drogę. Trasa wiedzie w poprzek stoku Keżmarskiego i Huncovskiego szczytu, po takich wielkich kamlotach i trzeba mocno wyglądać szlaku, żeby się rozeznać którędy iść. Obchodzi się szczyty dookoła, a potem wspina najpierw na przełęcz, a potem Velką Svistovkę (2037) skąd już wyłania się bajkowy widok na Zielone Pleso i otaczające je szczyty. My na Svistovce wciągamy drugie śniadanie, bo lepszej miejscówki raczej nie znajdziemy, a potem zaczynamy mozolnie pakować się w dół 500 metrów zygzakiem w dolinę. Wszystko z kamyków, parę skałek do pokonania (ale można jak Agata na tyłku- najbezpieczniejszy sposób zapewniający maximum kontroli), a potem pojawił się i śnieg i łańcuchy w miejscu, gdzie nie do końca było jak wytyczyć szlak i trzeba było się kulać po skałkach zapierając z 2 stron (na tyłku i tak najlepiej). Na dole czeka nagroda: zieloniutkie jezioro i zimne piwo ze schroniska. Ma się skojarzenia z Morskim Okiem, tylko że Zielone Pleso troszkę wyżej no i zdecydowana większość widocznych szczytów jest wyższa niż Rysy. Po nacieszeniu oczu ruszamy Doliną Keżmarskiej Bielej Vody z powrotem na parking pod kolejką na Łomnicę- da sie to zrobić mniejszymi szlakami odbijającymi w dolnej części doliny od głównego szlaku biegnącego wzdłuż najpierw Zielonego, potem Białego Potoku. Na trasie głównie Polacy- widać, że właśnie zaczął się długi weekend. Po wyjściu z żółtego szlaku dobijającego do hoteli niedaleko kolejki linowej trochę pokiereszowani po 18km trasy tknięci przeczuciem odbijamy do Zbójnickiej Koliby - po wczorajszym kiepskim jedzeniu w Novej Leśnej liczymy na coś smaczniejszego. Na szczęście nie mylimy się: Maciek po wpałaszowaniu Spiskich pierogów (które w sumie przypominają ruskie, ale są z owczym serem, a do tego w nadzieniu ziemniaczki, na wierzchu boczek i szczypiorek plus kwaśna śmietana) zamówił dodatkowe pół porcji. Do tego okazuje się, że kelnerka mówi po polsku, więc robi się swojsko, a zaraz potem pojawiają się panowie w ludowych strojach i zaczynają nam grać na żywo. No lepiej nie mogliśmy trafić. Gdy wyszło na jaw, że 3/4 gości koliby to Polacy to poleciały też "Hej Sokoły" i "Szła dzieweczka do laseczka". Po dotarciu do parkingu okazuje się, że Łomincki Szczyt jednak wylazł z chmury:)