Szybko wracamy do Victorii i zapuszczamy się w wąskie uliczki szukając jakiegoś lokalu na obiad. Chcąc nie chcąc trochę zwiedzamy ciche, klimatyczne uliczki. Znajdujemy knajpkę na piazzie niedaleko cytadeli – i znów okazuje się, że kuchnia włoska górą: na stół wjeżdżają ravioli z sosem grzybowym i szynką, ravioli z rybą, pasta z domowym pesto i krewetkami i pasta z łososiem i krewetkami. Porcje jak dla gigantów. Najadamy się po kokardki, bo chyba każde z nas dostało opakowanie makaronu na głowę na talerzu.