Geoblog.pl    slowiki    Podróże    Katalonia i Barcelona 2017    Gaudi dzień trzeci
Zwiń mapę
2017
22
mar

Gaudi dzień trzeci

 
Hiszpania
Hiszpania, Barcelona
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1892 km
 
W środę kontynuujemy Barcelonę modernistyczną. Tak naprawdę architektami i modernistami miasto stoi… Na dzisiaj ustawiliśmy sobie atrakcję, po którą przyjechał Tata: Sagradę Familię – specjalnie, żeby nie zaczynać od „wow”, tylko trochę to sobie wystopniować. Widzieliśmy ją już parę razy, ale zawsze z odległości. Teraz dojeżdżamy metrem, które musi znajdować się tuż pod świątynią, bo wychodzi się na nią każdym możliwym wyjściem i od razu zadziera się głowę w górę, bo jest duuuża, a będzie jeszcze większa. Jak to piszą w przewodniku: najczęściej odwiedzany plac budowy świata, i faktycznie dźwigi śmigają, robotnicy latają, a całe zwiedzanie jest w akompaniamencie odgłosów z budowy. Całość jest otoczona milionem wejść, te dla grup, te na konkretną godzinę, inne dla niepełnosprawnych… Bilety kupujemy online, na konkretną godziną, bo właśnie tutaj kolejki są w stanie zawijać dookoła kościoła. Opcji jest dużo, można wykupić jedynie wejście do świątyni za 15 euro, można wybrać się na tour z przewodnikiem, my wybieramy opcję zwiedzania wraz z wejściem na wieże – za 29 euro, z audioguidem. Trochę na czuja wybieramy przy zakupie biletów fasadę, na którą chcemy wjechać. Na chwilę obecną gotowe są dwie fasady, obie boczne – jedna wybudowana jeszcze za życia Gaudiego, druga skończona dopiero co. Nieruszona jest jeszcze fasada z wejściem głównym i środkowe wieże, które będą miały około 170 metrów i będą zdecydowanie górować nad całym miastem.
Wszyscy kojarzą, jak świątynia wygląda z zewnątrz, bo jest tak bardzo charakterystyczna, że nie da jej się z niczym innym pomylić. Oczekuje się, że środek jest podobny, jakby ulany z mokrego piasku i w podobnych kolorach. Tymczasem wnętrze jest bardzo „gaudiowe” – bajkowe, nieoczywiste, piękne i jasne i zupełnie niespodziewane. Mają niewiele wspólnego z tym, co widać na zewnątrz. Jest tam całe mnóstwo przepięknych, tęczowych witraży i prawdziwy las kolumn rozchodzących się w górę „konarami”. Wszystko jest wykonane z jasnego, czystego kamienia i całość w jasny dzień, gdy środek jest wypełniony kolorowymi światłami słońca przebijającego przez witraże, wygląda naprawdę niesamowicie. Łączy w sobie to, co najładniejsze w klasycznych, gotyckich katedrach i sporą dawkę nowoczesności. Naprawdę robi wrażenie, jest bardzo oryginalna i nieoczywista. Trzeba to zobaczyć, bo zdecydowanie Sagrada Familia nie jest przereklamowana. Widzieliśmy dużo i niewiele jest nas już w stanie totalnie zaskoczyć i zachwycić, a tutaj się udało.
Na wieże wjeżdża się windą, a właściwie nie do końca na wieże, a na wysokość mostka łączącego wieże na fasadzie. Nie jest to bardzo wysoko, ale i tak dużo wyżej niż na innych dachach. Mostek jest najwyżej, a potem schodzi się tylko w dół wnętrzem wieży i widoki są z prześwitów. Z Sagrady wychodzimy drugą fasadą i pod nią jest wejście do muzeum, w którym oprócz całej sterty rysunków, ciekawostek konstruktorskich i widoku na obecną pracownię puszczany jest film pokazujący plany dalszej budowy – planowany koniec to 2026 rok. Jeszcze duuużo roboty przed nimi.
Pod głównym ołtarzem jest krypta, zbudowana jeszcze w bardzo tradycyjnym stylu, gdzie odbywają się nabożeństwa. Wejście do niej jest z zewnątrz i darmowe, ale w określonych godzinach, ponieważ służy obecnie jako miejscowy kościół parafialny. Tam też jest pochowany Gaudi, który zdecydowaną większość swojego życia poświęcił budowie Sagrady i koniec swojego życia mieszkał na budowie.
Na zwiedzanie schodzi nam zdecydowanie dłużej niż zakładaliśmy. Stamtąd bardzo prosto, skośną aleją z widokiem na Sagradę Familię można dojść do Szpitala św Krzyża i św Pawła, kompleksu zbudowanego przez Domenecha również w nurcie modernizmu. W tej chwili sam szpital przeniósł się do nowych budynków, a stary, odrestaurowany, kolorowy kompleks udostępniono turystom do zwiedzania. Wejście kosztuje 13 euro, chyba że chce się z przewodnikiem, to 19 euro. Do oglądania jest parę budynków połączonych podziemnymi tunelami. Wszystko jest bardzo estetyczne, bo miało na celu połączyć praktyczność z pięknem. Dużo kolorowych kafelków, piękne, zadbane ogrody dla pacjentów, drzewka pomarańczowe, lawenda. Mamy tylko wrażenie, że całkiem sporo budynków, które na mapce były oznaczone jako „do zwiedzania”, były zamknięte. W gmachu administracyjnym, gdzie chyba powinno być najwięcej trwało jakieś spotkanie SEATa chyba… troszkę taki niedosyt, szczególnie, że znajomi, którzy byli w Barcelonie na jesieni, reklamowali nam Domenecha jako zdecydowaną alternatywę dla Gaudiego, przy którym niby płaci się podwójnie za samo nazwisko. Było to ciekawe, ładne, ale raczej nie zarekomendowalibyśmy nikomu „olej Gaudiego, idź oglądaj Domenecha”. Dlatego w obliczu groźby, że nie wyrobimy się z naszym początkowym planem zwiedzania przez motoryczną niepełnosprawność Agaty (po km nogi bolą jak po 5….:(), decydujemy się odpuścić Pałac Muzyki Katalońskiej, choć witrażowy bąbel z sufitu na zdjęciach wyglądał imponująco… ale Domenech nas tak nie zachwyca jak Gaudi. W szpitalu jest też obecnie dość śmieszna wystawa sponsorowana przez Olympusa: w jednym z pawilonów ustawiono instalacje ze złudzeniami optycznymi. Na wejściu można sobie wybrać jeden z wielu modeli aparatów i pobawić się w fotkowanie: na wyjściu dostaje się w prezencie kartę pamięci z wszystkimi zdjęciami.
Z obiadem mamy problem. Jesteśmy na alei pomiędzy Szpitalem, a Sagradą Familią, wszystkie tapas w jakichś kosmicznych cenach, a miejscówki nie wyglądają jakoś super zachęcająco. Decydujemy się zjechać wobec tego do Placu Catalunya i tam poszukać. Trafiamy pomiędzy wielkie wieże, olbrzymie rondo, arenę, centrum kongresowe, Magiczną fontannę i wielkie muzeum. Ni huhu jedzenia. Idziemy w związku z tym w stronę Wioski Hiszpańskiej. To takie miejsce zbudowane na potrzeby Wystawy Światowej, które spodobało się na tyle, że nie zostało potem rozebrane. Składa się z reprodukcji charakterystycznych domów i budynków z różnych części Hiszpanii – można więc teoretycznie poznać różne style w jednym miejscu. Na terenie wioski działają kafejki, restauracje, sklepy… ale mówiąc szczerze trochę to wygląda przymierająco. Miejsce ma potencjał, który chyba trochę gdzieś tam pada. Tapas dostajemy: ale jedne z droższych i nie jakieś porywająco smaczne. W tych okolicznościach wejście za 14 euro wydaje się dość przesadzone. Jeden ze słabszych punktów na mapie, choć ogólnie mogłoby się podobać. Wracamy padnięci na noski.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (38)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
tasiemiecc
tasiemiecc - 2017-03-30 18:53
Super pogoda ahhh :)
 
zula
zula - 2017-03-31 04:55
Pięknie!
Zdjęcia cudne!
 
 
slowiki

Agata i Maciek
zwiedzili 14% świata (28 państw)
Zasoby: 267 wpisów267 223 komentarze223 3227 zdjęć3227 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
16.05.2023 - 23.05.2023
 
 
10.07.2022 - 17.07.2022
 
 
17.10.2018 - 24.10.2018