Tarragona to już Costa Dorada (bo na północ od Barcelony, tam gdzie byliśmy wcześniej, to Costa Brava) i była na naszej liście rezerwowej miejsc do zwiedzania. Główną atrakcją są pozostałości po imperium rzymskim, w tym amfiteatr malowniczo położony tuż nad plażą i morzem. Pogoda nam się robi piękna, ale miasto szybko nas stresuje: główna ulica Rambla Nova jest zamknięta przez jakąś paradę, GPS durnieje, a miasto jest pełne jednokierunkowych uliczek. Nie mamy mapy, więc po dłuższej chwili bezsensownego manewrowania decydujemy się wjechać do płatnego parkingu poziomowego pod murami porzymskimi. W środku okazuje się, że miejsca dla śmiertelników bez wykupionego abonamentu są dopiero na poziomie minus 5 i Maciek jest zmuszony manewrować naszą dość mocno dociążoną kolubryną po bardzo wąskich przejazdach i zjazdach w dół: spociliśmy się wszyscy z nerwów, a najwięcej zapewne dzielny kierowca. Z parkingu na azymut próbujemy dojść w stronę morza – tam powinien być amfiteatr i znajdujemy go faktycznie. Nad plażą ulice kończą się nad klifem, więc ma się piękny widok na wodę i na ruiny, które widać doskonale- można je obejść i obejrzeć z wielu stron, stąd nasze zdziwienie, gdy za wejście do samego środka chcą... płatnych biletów. No ale jak to, za coś co wszyscy widzą również z zewnątrz? Trochę bez sensu... W dole rozpościera się plaża, zachciało nam się więc choć na chwilę zamoczyć nogi w Morzu Śródziemnym: w Barcelonie końcowo nie daliśmy rady. Rozglądamy się więc za jakimś sensownym zejściem, ale i to okazuje się nie lada wyzwaniem, bo pomiędzy uliczkami dochodzącymi do wybrzeża, a samym morzem są jeszcze....tory kolejowe. I stacja. I żadnej kładki, mostu czy tunelu pod torami. Patrzymy na to trochę z niedowierzaniem, ale mimo wszystko próbujemy znaleźć przebitkę na drugą stronę – musimy nadrobić naprawdę kawałek drogi zanim znajdujemy jakieś przejście na wysokości mariny za stacją kolejową. Chcemy zdążyć z powrotem do winnicy, więc naprawdę na 5 minut zbiegamy na plażę zobaczyć jaka woda – ziiiiimna! Amatorów kąpania nie ma, plażowania też nie za wielu.