Z Etretat pędzimy do zachwalanego w Internetach Honfleur. Żeby nie nadrabiać godziny drogi przecinamy ujście Sekwany do Kanału la Manche Mostem Normandzkim, za co kasują nas 5,60 euro. Honfleur jest zaraz za nim. To takie malutkie miasteczko, z mariną wzdłuż której są stare, wąskie kamieniczki. Przypominają trochę Gdańsk, trochę Kopenhagę…tak czy owak oprócz tego krótkiego nabrzeża są może jeszcze ze 2 klimatyczne uliczki i w sumie tyle. Może rozpuścił nas Gdańsk, a może Rouen, ale jesteśmy trochę rozczarowani. Jedyne co nas w sumie zainteresowywuje to lody o smaku camemberta, których jednak żadne z nas nie odważa się spróbować. Kawy mrożonej nadal brak… dopytuje zatem naszych francuskich znajomych i dostaję potwierdzenie, że to nie mój brak umiejętności komunikacyjnych, ale Francuzi naprawdę kawy mrożonej nie mają, matko jedyna, płaczę za tym codziennie przy kolejnych 30 stopniach.