Potem jedziemy do Bayeux. Tam najpierw w przemiłej normandzkiej knajpce jemy obiad (próbujemy między innymi ślimaków, które odhaczamy z naszej listy rzeczy do spróbowania i więcej nie zamówimy:P). Tu podobnie jak we wcześniejszych restauracjach dostajemy bezpłatnie całe butelki wody, za które nie jesteśmy kasowani. Błogosławieństwo w tych temperaturach. Potem jak zwykle zapuszczamy się w uliczki starówki. Kolejna przepiękna katedra (oczywiście kolejna Notre Dame), do której tylko zapuszczamy krótkiego żurawia, bo akurat zaczynał się ślub ( a kolejny właśnie się kończył, gdy znów przechodziliśmy obok parę godzin później), wygląda z perspektywy zupełnie jak jakiś zamek Disneya. W uliczkach starego miasta kupujemy przepyszny waniliowy makaronik i pistacjowy marcepan w mlecznej czekoladzie, a potem idziemy do muzuem z tkaniną z Bayeux. To 70m materiału z wyhaftowaną historią bitwy pod Hastings Wilhelma Zdobywcy. Tkanina jest wyeksponowana w jednym z pomieszczeń, ale nie wolno robić zdjęć, więc żeby oddać wizualnie, o jaką tkaninę chodzi, fotkowaliśmy zdjęcia z dalszej część ekspozycji i pamiątek w sklepie;) To pierwsze miejsce, w którym spotykamy się z ofertą dla polskich turystów i dostajemy audioguidy w języku polskim, dzięki którym mamy objaśnioną całą historię scena po scenie. Tkanina jest bardzo stara i była stworzona po to, by miejscowej niepiśmiennej ludności przedstawić historię w formie scenek. Przyznaję, ze hafty i scenki kojarzyłam głównie z ilustracji z podręczników do historii i języka polskiego ze szkoły. Ciekawa i nietypowa rzecz do zobaczenia.