Geoblog.pl    slowiki    Podróże    Andaluzja 2023    Kto nie widział Grenady (Alhambry), ten nie widział niczego
Zwiń mapę
2023
20
maj

Kto nie widział Grenady (Alhambry), ten nie widział niczego

 
Hiszpania
Hiszpania, Granada
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3139 km
 
Rano ruszamy na poszukiwania śniadania. Zgodnie z „przesunięciem czasowym”, o którym pisaliśmy, rano jest dłużej ciemno, ptaki później dostają porannego szału, a śniadaniarnie i panederie, czyli piekarnie, zwykle otwierają się dopiero koło 9. Szukając czegoś otwartego od 8 trafiamy do jednego ze starych, tradycyjnych barów serwujących standardowe śniadanie: churros albo tostadas, w sensie podpiekane bagietki. W zależności od ilości pozycji w menu można przejść od klasyki czyli masło i marmolada/jamon/pasta pomidorowa do bardziej wyszukanych typu tuńczyk albo smarowidło z sera pleśniowego. Do tego zumo de naranja, czyli świeżo wyciskany sok z pomarańczy, no i kawa, oczywiście w szklaneczce. Na wczesnym śniadanku nam zależało ze względu na Alhambrę, a konkretnie z powodu wejścia na konkretną godzinę do jednej z jej części. Alhambra to właściwie kompleks pałacowy, z zupełnie różnymi od siebie budowlami, z rożnych okresów, z różnym przeznaczeniem, wybudowany przez różnych władców. Nad samą Grenadą najbliżej góruje Alcazaba, która ma charakter typowej fortecy: z niej zostały głównie mury i wieże wartownicze, z których roztacza się absolutnie fantastyczny widok na miasto i na Sierra Nevada. Mamy potem przepiękny Pałac Nasrydów, do którego są wejścia właśnie na konkretną godzinę: to tam znajdują się największe cuda. Potem jest szkaradny pałac Karola V, który z zewnątrz jest kwadratowy, w środku ma wielki okrągły dziedziniec i w sumie nic więcej. Na parterze mieści się muzeum Alhambry, na piętrze muzuem Sztuk Pięknych. No i są też ogrody Generalife z pałacykiem, pełne fontanien, płynącej wody: nawet w kamiennej balustradzie schodów. Przy kupnie biletów (koniecznie przez Internet z wyprzedzeniem) trzeba się upewnić, że się kupuje bilet do całości, a nie tylko do konkretnej części Alhambry. Jak się ma bilet na dany dzień to można wejść o dowolnej porze i w dowolnej kolejności i tempie zwiedzać każdą z części kompleksu. Ograniczenia są dwa: do każdego miejsca można wejść tylko raz (wszędzie sczytują dowody osobiste) i do Pałacu Nasrydów można wejść tylko o konkretnej godzinie, którą się wybrało przy zakupie biletów. Warto więc zaplanować wizytę wokół tej godziny, bo jak się ją przegapi to już nie wpuszczą, a to jest nie do odżałowania. Zdobienia w Pałacu Nasrydów absolutnie wbijają w ziemię. To są całe wielkie ściany misternie rzeźbionych zdobień w stylu zupełnie niespotykanym gdzie indziej w Europie. Mnóstwo łuków, zdobionych sufitów, fontanien, kafelków. No i to co Agę ominęło 15 lat temu. Patio Lwów i fontanna z lwami. Wtedy były w renowacji i patio było praktycznie niedostępne – padła wtedy obietnica, że wrócę je zobaczyć i zobaczyłam. Ogólnie zresztą odbiór Alhambry w majowej zieleni był inny niż w lutym z gołymi drzewami i krzakami (a wtedy to i prosto po zarwanej nocy na karnawał w Kadyksie i jeździe autokarem stamtąd). Prognozy zapowiadające deszcz ciągły na szczęście się nie sprawdziły i zwiedzamy przy 18 stopniach, ale błękitnym niebie. Po 3 godzinach zbieramy się w kierunku Plaza Nueva i dalej w miasto, gdzie upatrzyliśmy sobie knajpkę z kuchnią marokańską. Trafiliśmy natomiast w tłum i zgiełk i zgłupieliśmy: co tu się dzieje. Przebijamy się na czoło zamieszania: a tam 2 byki prowadzą pochód ciągnąc za sobą coś w rodzaju ołtarzyka, na które ludzie z okien sypią kwiaty. Za nimi pieszo pochód z mnóstwem odświętnie ubranych mieszkańców, większość pań ubrana w kolorowe stroje flamenco: i to zarówno te starsze, jak i małe dziewczynki. Potem: parada konna, z jeźdźcami również przebranymi w świąteczne stroje. Potem przygotowane pojazdy sprzątające (no bo konie), a za nimi ciągnące się dłuuuugo transportery konne i inne powozy ciągnięte przez traktory: powozy udekorowane kwiatami, w środku rodziny w przebraniach i z instrumentami… o co chodzi?! Robimy szybkie konsultacje z kuzynką Agaty, która w Grenadzie mieszkała przez rok, ale i ona nie ma pomysłu co to może być za święto. Dopiero po napisaniu do naszego gospodarza dowiadujemy się, że to początek tradycyjnej pielgrzymki z miast Andaluzji do Huelvy do kościoła Virgen del Rocio. Jak byśmy planowali, to pewnie byśmy nie trafili, ale przypadkowo to zawsze można na coś ciekawego wpaść;) Na obiad idziemy do restauracji marokańskiej, gdzie na ekranach lecą arabskie teledyski i muzyka, do picia dostajemy mrożoną miętową herbatę i lemoniadę z dużą ilością mięty. Maciek zamawia harirę (mówi, że bez szału) i tajin, Aga ryż z kurczakiem i curry ze śmietaną. Potem idziemy w stronę katedry i kaplicy królewskiej. Agata tam już była, Maciek zagląda do wnętrza na wejściu przed kasami biletowymi i mówi, że wnętrze puste, nie robi na nim wrażenia, więc odpuszcza. Zamiast tego kręcimy się po części dawnego targu i innych wąskich uliczkach pełnych sklepów z pamiątkami, barów i teterii. Wchodzimy do jednej z nich, która jest już urządzona w totalnie oczekiwanym przez nas charakterze i serwuje nam pyszne herbatki (doceniane przy niższych temperaturach… o losie…). Po krótkim odpoczynku na bazie decydujemy się jeszcze skorzystać z braku deszczu i wspiąć na najwyższy z miradorów w naszej okolicy- San Miguel – niby 10 minut od nas, ale ostro pod górę. Stamtąd jest już widok na absolutnie wszystko. Wieczór kończymy sangrią, jamonem i owczym queso. Wprawdzie na patio, ale otuleni kurtkami, bo zimno jak pierun.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (62)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
slowiki

Agata i Maciek
zwiedzili 14% świata (28 państw)
Zasoby: 283 wpisy283 223 komentarze223 3452 zdjęcia3452 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
14.08.2024 - 24.08.2024
 
 
16.05.2023 - 23.05.2023
 
 
10.07.2022 - 17.07.2022