Po noclegu u rodzinki w Słupsku lecimy przez Szczecin i Berlin do Drezna. Tu mamy tylko 1 nocleg, który nam jednak wystarcza, bo nie zamierzamy się pchać do żadnych galerii sztuki, które są dostępne w dreźnieńskich wnętrzach. My jechaliśmy cały dzień, ale do granicy z Polską ledwie 100km, długi weekend, Drezno pełne Polaków. Na recepcji hotelu Polak, pani kelnerka na mieście Polka, aniołek pod Frauenkirche polski.
Nie do końca wiedzieliśmy, czego się spodziewać, mieliśmy świadomość, że Drezno było jednym z najbardziej zniszczonych miast po nalotach II WŚ, zdjęcia przypominają Warszawę w 1945. I choć centrum jest pełne mniej lub bardziej nowych osiedli i bloków, to samo „stare” miasto jest pięknie odbudowane i robi bardzo dobre wrażenie. My tuptaliśmy do niego z drugiej strony Łaby, bo nasz hotel leży na obrzeżu Nowego Miasta. Panorama starówki z tej perspektywy prezentuje się fenomenalnie. Przechodzimy mostem Augusta (bo tu wszystko jest Augusta… w sensie Augusta Mocnego, naszego króla) i wprawdzie mamy mapkę, ale Stare Miasto jest niewielkie i bardzo dobrze sprawdza się tu szlajanie po uliczkach na chybił trafił. Mostem wchodzi się wprost na Katedrę Świętej Trójcy i na Orszak Książęcy czyli malowidło na kafelkach z władcami Saksonii (długie! Ładne!). Na uliczkach rozkłada się też całe mnóstwo namiocików, małych scen i budek – okazuje się, że między 16 a 18 sierpnia będzie święto miasta – w budkach widzimy dużo jedzenia, napoi, trochę rękodzieła.
My tuptamy pod Frauenkirche (protestancki kościół Marii Panny odbudowany dopiero w 2005), wchodzimy na chwilę do środka, wnętrze wygląda ciekawie. Można też wejść na punkt widokowy na kopule za 10 euro od osoby, ale to zostawiamy sobie na następny dzień, bo głodek każe nam szukać jedzenia. Z nieba leje się żar i ciężka kuchnia niemiecka nie wydaje nam się chwilowo atrakcyjna (znaczy dla Agaty nigdy nie jest atrakcyjna:P), więc lecimy na Włocha niedaleko Starego Rynku (ten jednak został już odbudowany bardziej w stronę socrealizmu), a potem zaglądamy na chwilę do Wielkiego Ogrodu – jak nam kolega na recepcji powiedział – Central Parku Drezna, który faktycznie jest spory: można po nim jeździć kolejką wąskotorową. My, wyczerpani drogą i upałem, spacerem przez Tarasy Bruhla wracamy na naszą stronę Łaby i bunkrujemy się w przyjemnym Biergarten – ogródku piwnym z dwoma kuflami jasnego piwa i podziwiamy widoczki. Mijamy jeszcze Złotego Jeźdźca, czyli oczywiście Augusta i wracamy odpocząć.