Po śniadanku wymeldowujemy się z hotelu, ale tuptamy znów na Starówkę, tym razem jednym mostem wcześniej, bo chcemy z bliska zobaczyć Yenidze, które wygląda bardzo intrygująco: to wielki budynek, który wygląda jak meczet (bo na nich się wzorował), ale meczetem nie jest. W przeszłości była to fabryka tytoniu, w tej chwili to chyba jest knajpa. Stąd wzdłuż Łaby mijamy centrum konferencyjne, Landtag Saksonii i wychodzimy wprost na Operę (i scenę, która się tam rozstawia), zamek rezydencyjny (w środku zbrojownia i namiot turecki – nie wchodzimy) oraz pałac Zwinger. W Zwinger jest parę różnych wystaw, m.in. malarstwo albo porcelana, ale chyba sama budowla robi największe wrażenie. Obecnie trwają tam prace renowacyjne, główne na dziedzińcu, na który w ogóle nie można wejść. Można się za to na spokojnie przejść bezpłatnie górnymi tarasami i obejrzeć pałac z różnych stron. Jest na bogato, mieli rozmach. Dochodząc do zegara z karylionem orientujemy się, że głupi ma szczęście, bo wleźliśmy prosto na odgrywanie Vivaldiego o 10:15 (w zależności od pory roku leci ta właśnie pora roku, więc dla nas było Lato). Potem w upale ratujemy się lodami – można tu znaleźć bardzo ciekawe smaki, takie jak właśnie August Mocny czy Amadeusz;) Zresztą i w sklepach z pamiątkami rozbawiły nas rzędy kolorowych likierów, które w zależności od koloru zostały nazwane „Wodą z Łaby”, „Drezneńską krwią” albo „Kupą gołębia”. My kulamy się na kopułę Frauenkirchen, z której widoki są fantastyczne: bardzo polecamy, bo widać elegancko wszystko jak na dłoni, a razem z biletem dostaje się super opis całej panoramy widocznej z góry. Na nas czeka dziś znów trasa, więc zahaczamy o tapas na wczesny obiad, kawa mrożona w dłoń, szybki rzut oka na wnętrze katedry (golutka) i uciekamy z coraz głośniejszej Starówki (wszystkie sceny zaczęły próby przed wieczorną imprezą). Drezno na plus! Kierunek: Ratyzbona.