Alex i Kuba wynajmują mieszkanie w centrum, więc parkowanie jest trochę skomplikowane, ale punkt startowy do zwiedzania wspaniały. Kuba kończy dziś jeszcze dyżur i wraca dopiero późnym wieczorem, więc w obroty bierze nas Alex i prowadzi starówką do katedry (jak mówi Alex, „ciągle w remoncie”, w środku ciemna i z pięknymi, pełnymi detali witrażami, przypomina nam mocno Santa Maria del Mar w Barcelonie), a potem nad brzeg Dunaju. Wprawdzie miasto ma nazwę od drugiej z rzek: Regen, ale to Dunaj jest tutaj dominujący. Na wyspy na nim oraz przeciwległy brzeg prowadzi kamienny most: Alex jako lokales opowiada nam legendy. Według jednej z nich w mieście było dwóch konkurujących budowniczych, jeden budował katedrę, drugi budował most. Rywalizowali o to, który z nich skończy pierwszy. Z tego powodu budowniczy od mostu zawarł umowę z diabłem, który obiecał pomoc w zamian za 2 pierwsze dusze, które przejdą nowym mostem. Budowniczy się zgodził, most ukończył pierwszy, a potem przeszedł mostem pochód, w czasie którego przodem puszczono gęś i kurę i to one zostały owymi „2 pierwszymi duszami”. Diabeł oczywiście był wściekły, a zwierzaki są obecnie widoczne jako płaskorzeźba na moście. Upał skłania nas do tego, żeby spacer przenieść do Biergarten Spital: wypchany po brzegi, ale fartem przejmujemy zwalniany stolik i przegadujemy cały wieczór. Miasto żyje do późna nawet w tygodniu, temperatura sprzyja: lokalni mówią, że Regensburg to najdalej wysunięte na północ ostatnie miasto włoskie;)